Facebook
EMERMED na YouTube EMERMED na Instagramie
Uratowałbyś życie sam? A potrafisz działać w zespole?
Baner
Uratowałbyś życie sam? A potrafisz działać w zespole?
Baner
Uratowałbyś życie sam? A potrafisz działać w zespole?
Baner


Blog


8 Sierpnia 2018

Ratownik Drogowy - Natanael

Wszystko wydarzyło się w środę 22.02.17 r.

Jechałem akurat samochodem do mojej narzeczonej, która mieszka 60 km ode mnie. Kiedy byłem już niedaleko jej domu, we Lwówku Śląskim, zauważyłem dwa niechlujnie zaparkowane samochody na światłach awaryjnych. Między samochodami zobaczyłem leżącego na chodniku starszego pana wokół którego biegały dwie kobiety. Natychmiast się zatrzymałem. Wysiadłem z samochodu, podbiegłem i zapytałem co się stało. Kobieta wyjaśniła mi, że przed chwilą ten pan jechał rowerem, zdążył z niego zeskoczyć, oparł się o znak i osunął się na ziemię. Wiedziały one co robić, ale były tak sparaliżowane i przestraszone, że spanikowały. Jedna z pań zaczęła dzwonić na pogotowie, drugą poprosiłem o przyniesienie apteczki. Poszkodowany nie reagował na żadne bodźce. Puls był niewyczuwalny, brak też było oddechu. Zaczął sinieć na twarzy. Przystąpiłem do resuscytacji. Nie dostałem jeszcze apteczki a nie miałem też maseczki do sztucznego oddychania. Naciągnąłem więc koszulkę poszkodowanego na jego usta i zrobiłem dwa wdechy ratownicze. Następnie rozpocząłem masaż serca. Ja uciskałem, jedna z Pań liczyła uciśnięcia. Słyszeliśmy co jakiś czas, że oddech wraca, ale był na tyle znikomy, że cały czas prowadziliśmy resuscytację. Międzyczasie dyspozytor pogotowia kazał nam reanimować poszkodowanego nieprzerwanie, aż do przyjazdu pogotowia ratunkowego. Na szczęście pojawiło się ono po 5-7 minutach i w czynnościach ratowniczych zastąpił mnie ratownik z lekarzem. Dwa razy użyli też defibrylatora. My w trójkę w tym czasie okrywaliśmy poszkodowanego kocem ratowniczym (oczywiście poza wyładowaniami defibrylatora). Nasza "akcja" zakończyła się na pomocy w położeniu poszkodowanego na noszach i umieszczeniu go w karetce.

Dostaliśmy pochwałę od lekarza, który stwierdził, że do czasu przyjazdu pogotowia bez naszej pomocy ten pan by już nie żył. Wracając do domu wstąpiłem do szpitala we Lwówku Śląskim, by uzyskać jakąkolwiek informację. Udało mi się dowiedzieć, że pan przeżył i leży na OIOMie. Z kolei w niedzielę dotarła do mnie informacja, że pacjent utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej.

I na tym moja historia się kończy :) Może ktoś kiedyś tak samo jak ja będzie miał możliwość poczuć satysfakcję z uratowania komuś życia.